Przejdź do głównej zawartości

Wygrałam. Ty też wygrywasz. - MY LIFE'S BOOK


Wiem jaki mam charakter i żaden psycholog ani coach ostatecznie nie pomoże mi na tyle na ile ja sama mogę sobie pomóc. Za dużo skupiałam się na swoich wadach, za dużo wymyśliłam sobie problemów, za bardzo skupiałam się na „złym” tego świata. Ciężko mi kontrolować swoje myśli, ale pracuje nad tym, bo wiem, że mogę, moja w tym rola, to moje zadanie – kontrolując swoje myśli, kontrolujesz swoje życie. I nie poddam się, bo nie mam tego w zwyczaju.


Wygrałam już siebie wiele razy, tylko o tym zapomniałam. Wygrałam siebie w Chinach, bo poszłam na żywioł, zaryzykowałam, pojechałam sama w świat, gdzie nie miałam pojęcia co mnie czeka, nie było łatwo, spotkało mnie wiele trudności i trudnych chwil ale przetrwałam i wróciłam z podniesioną głową.

Wygrałam z kompulsywnym jedzeniem, bez pomocy psychologa, sama rozgryzłam siebie i przyczynę tego, udało mi się przezwyciężyć zły nawyk, w pół roku przeanalizowałam siebie, jaką emocje chce przykryć jedzeniem i dziś jestem zdrowa całkowicie już rok minął.

Wygrałam siebie uleczając tarczyce! Był guz wielkości cytryny, czy też piłki od tenisa ziemnego jak to określałam i dziś nie ma prawie śladu, jestem zdrowa, udało się coś co na początku nazywałam cudem, z pomocą Jana Pawlika i moją wielką pracą nad sobą. 

Wiem, że się da. Ludzie zewsząd mogą gadać, „sprzedawać” jakąś swoją prawdę, ich rzeczywistość, ale to nie musi być moje. Moje doświadczenie mówi mi, że mogę zdziałać DUŻO, że mogę dokonać WIELKICH rzeczy. MOGĘ. NIE PODDAJĘ SIĘ. Te wartości kiedyś przekażę moim dzieciom. Wartość jest we mnie. Gdzieś przez ostatni rok o tym zapomniałam, zaczęłam ekstremalnie porównywać się do innych, gdzieś zgubiłam siebie i poczucie własnej wartości, zawładnął mną lęk, trochę się pogubiłam, jakiś wpływ na to miała moja relacja z M (który dał mi w kość), niestety pozwoliłam sobie na zbyt wiele, tak, niestety pozwoliłam sobie, zapominając jak bardzo wartościowym człowiekiem jestem i jaka we mnie jest siła, że wygrałam swoją pracą i determinacją, zdrowie i poczucie wewnętrznego szczęścia i pełnej akceptacji siebie. Chociaż nie tyle akceptacji bo nie trzeba akceptować jeśli się lubi. Ja lubiłam siebie, przy nim o tym zapomniałam. Nie zwalam winy na niego, że to jego wina, ale w każdym razie nie była to ani dobra, ani zdrowa relacja. Dziś wiem, że to koniec i mówię to ze spokojem. Wcześniej myślę, że bałam się odpuścić sobie jego, myślałam: lepszego nie znajdę, pomimo że mnie źle traktował, mydlił mi oczy. Czułam się przy nim niewystarczająca, nie dość mądra, nie dość piękna, wyszły jakieś kompleksy o których nawet nie wiedziałam, zaczęłam widzieć każdą dziewczynę jako lepszą ode mnie. Koniec z tym. Zaczynam pracę nad bezwzględnym kochaniem siebie i zaprzyjaźnieniem się ze swoją całą okazałością. (nie lubię słowa akceptacja, bo kojarzy mi się z zaakceptowaniem czegoś, czego się w sobie nie lubi a ja chce wszystko w sobie lubić, bo wszystko jest właściwe. Zmieniam jedynie to co ogranicza moje szczęście) Akceptować to że nie jesteśmy doskonali. Po co? Przecież my nie mamy być doskonali. Ludzka natura taka nie jest, w ogóle co to znaczy? Dla każdego coś innego.


Wewnętrzny spokój jest mi teraz potrzebny ale taki niezachwiany. Jestem młoda, mam 24 lata, jeszcze tak wiele przede mną, a ja chciałam już teraz dowiedzieć się wszystkiego, określić siebie jednoznacznie, zrozumieć życie. A czy nie na tym polega życie aby odkrywać je całe życie? I nawet umrzeć nie wiedząc do końca? Myślę, że coś w tym jest. Odpowiedzi szukaj w sobie, będzie najbardziej trafna.

***

Jak każdy jest inny,
jak każdy doświadcza czegoś innego, inaczej interpretuje,
a wszyscy chcemy tego samego – co dla każdego oznacza coś innego,
a jak bardzo różne są nasze losy,

jak bardzo niewłaściwe jest porównywanie się wzajemne,

jak wszyscy idziemy inną drogą,
z innego punktu, z różnym bagażem,
osobno a jednak razem.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Neurony lustrzane - MY LIFE'S BOOK

17 VIII 2014 Dzisiaj pozytywnie. Wiem, że to ja jestem kreatorem swojego życia i to ja mam największy wpływ na to kim jestem, kim chce być i jak wygląda moje życie i mój stan fizyczny i psychiczny. Skąd to wiem? Wiedziałam już wcześniej, bo zaczęłam się tym interesować ale wydaje mi się, że zaczęło się od filmu „Sekret”, który któryś z moich znajomych umieścił na facebook'u. Jednak była to wizja trochę utopijna, nie dokońca dla mnie zrozumiała, jakby trochę magiczna jakoby wszechświat czekał na spełnianie twoich życzeń. Pozostawało pytanie: ale jak? I dzisiaj zrozumiałam, dzięki filmikom Roberta Olińskiego – coach. Fajne w nich jest to, że przedstawiają wszystko, całe to zjawisko prawa przyciągania w sposób naukowy, przytaczając badania naukowe i cytaty największych nauczycieli świata. Wiadomo, łatwiej w coś uwierzyć jak się to coś rozumie ;) „ Wszystko we Wszechświecie jest połączone ze sobą. I wszystko oddziałuje na siebie, niezależnie od odległości fizycznej.” ...

Bioenergoterapia - MY LIFE'S BOOK

31 VIII 2014 W piątek była moja trzecia wizyta u Jana Pawlika. Jeździmy aż do Olsztyna do bioenergoterapeuty. Nie chce zapeszać ale wygląda na to, że guz faktycznie się zmniejsza! Pierwsze dwie wizyty nie były zbyt owoce, obie z mamą byłyśmy uprzedzone do niego, po tym jak Dzik się zachował, obawiałyśmy się kolejnego naciągacza. Wygląda jednak na to, że coś dobrego zaczyna się dziać, zmieniłam się, jestem bardziej pozytywna, wyciszona, szczęśliwa i guz jest mniejszy. Ostatnio Pawlik powiedział, że wreszcie czuje, że chłonę jego energię, jeszcze niecałkowicie co prawda ale jakieś 80% biorę, a wcześniej byłam tak spięta i zablokowana, że nic nie szło. Cieszę się bardzo. Jest nadzieja i to wielka. Dużo pracy w tym mojej ale z jego ogromną pomocą. Jestem dobrej myśli, jak nigdy. 13 IX 2014 To co się teraz dzieje jest czymś niesamowitym. Guz tarczycy zmniejsza się!! Zmniejszył się po trzeciej wizycie u p. Pawlika z rozmiaru mniej więcej piłki do tenisa ziemnego w piłeczkę od p...

Niezapominajka - MY LIFE'S BOOK

12 VIII 2014 🔙 Od czego zacząć, by zacząć od początku... Zacznę może od pójścia na studia, październik roku 2012, Uniwersytet Medyczny w Warszawie. Szczerze powiedziawszy to najbardziej zależało mi na mieście, na tym aby była to właśnie Warszawa, miasto perspektyw, tam gdzie moje dotąd niespełnione marzenia mogą się ziścić, gdzie będę miała możliwości, w końcu wszystko dzieje się w stolicy. Chciałam też zacząć od początku, znowu... Znowu, bo podobne myślenie miałam wybierając liceum, czyli mieć „czystą kartę”, iść tam gdzie mnie nie znają, gdzie nie będzie żadnych moich starych znajomych lub będzie ich bardzo mało. Chciałam się odciąć od starego i zacząć nowe, świeże, być lepszą sobą i chyba też podświadomie lepszą od innych, tych moich starych znajomych, których gdzieś tam zostawiłam, bo mi nie odpowiadali, wydawali się fałszywi. Wierzyłam, że w innym miejscu będą inni ludzie, prawdziwi. Teraz wiem, że tak naprawdę ciągle uciekałam, coś nie wychodziło więc to rzucałam i szukałam ...